piątek, 18 października 2013

Wracamy doma :D

Już czekamy pod Los Angeles na jutrzejszy dzień i o 16tej czasu lokalnego startujemy do DOMU. Pięknie będzie wrócić i zobaczyć i wyściskać Was wszystkich :D!!!

Do zobaczenia po 20tym października na Studenckiej lub w innych okolicznościach przyrody :).

   :D

Gobliny i anioły

Wyjechaliśmy już z tej zaczarowanej skalnej krainy. Na koniec naszej wycieczki zostawiliśmy sobie same perełki czyli Bryce Canyon i Zion. Po drodze zahaczyliśmy o kilka innych... brak słów by opisać ten świat jak z baśni. I chyba nie tylko my mamy takie skojarzenia, bo nazwy mówią same za siebie...

Goblin Valley State Park

To jakiś absolutny kosmos - Bryce Canyon

Angels Landing w Zion National Park

wtorek, 15 października 2013

Niech żyją Mormoni!

12.10.2012
Dzień zaczęliśmy tradycyjnie bez pośpiechu, kawusia, śniadanko, pogaduchy, ogarnięcie kampera i wczesnym rankiem w południe (hahahaha) ruszyliśmy poszukać łatwej drogi na najbardziej znanej ściance wspinaczkowej koło Moab - Wall Street. Asekurować można z samochodu ;-). 

Pozachwycaliśmy się piaskowcem, dobrym tarciem i pięknymi widokami, zrobiliśmy dróg tyle co kot napłakał i ruszyliśmy w drogę z zamiarem odkrywania kolejnych pięknych terenów, byle nie parków narodowych. No i przejeżdżamy koło jakiejś tablicy "national parks open" i jedziemy dalej….No i co?! No i powoli dociera do nas treść zawarta w tych słowach. Mijamy zjazd na Arches National Park, a tam sznur samochodów na serpentynach prowadzących do parku, więc my ostry skręt i dawaj za nimi. Przy wjeździe uprzejma pani w okienku poinformowała nas, że stan Utah do końca "US government shutdown", sponsoruje parki na swoim terenie. Wow!!!

Niech żyją Mormoni!!! Bo to oni rządzą w Utah. Obecnie to około 60% ludności tego stanu. Przybyli to w 1846 roku, kiedy po prześladowaniach na wschodzie stanów podjęli decyzję o migracji w poszukiwaniu własnego lądu. Dotarli do krainy kanionów, odizolowanej i zamieszkałej jedynie przez plemiona indiańskie. I tu znaleźli swoją "ziemię obiecaną". Kościół Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich (bo tak brzmi pełna nazwa) założył siedzibę w Salt Lake City i stąd zarządza. Jaki jest rzeczywisty wpływ na politykę - nie wiem. Ale przebolejemy niski procent na piwie kupowanym na ich terenie i brak kasyn w całym stanie ;-).

Teraz to się już rozhulaliśmy tak, że nie ma kiedy nawet pisać o tych wszystkich cudach...


Delicate Arch w Arches National Park

A to wytłumaczenie dla dziwnego kadru poprzedniego zdjęcia. Nazwijmy sobie to zdjatko: "polowanie o zachodzie słońca" ;)

piątek, 11 października 2013

Canyonsland

09.10.2013 Canyonsland
Zjechaliśmy z drogi do Moab, bo zachęciła nas tabliczka Canyon Recreation Area, jakieś 30km przed samym miastem. No i naszym oczom ukazał się prawdziwy dziki zachód: czerwona kamienista i piaszczysta ziemia, pełno skał, a pomiędzy nimi kujące krzewy i hulający pomiędzy nimi ciepły wiatr, wdmuchujący piasek w dziurki nosa. Zjechaliśmy w boczną dróżkę, a tam jak okiem sięgnąć kraina kanionów, całe kaskady urwisk, załomów skalnych, znów wieżyczki, minarety i katedry skalne. Trochę jakbyśmy patrzyli z lotu ptaka na ogromne królestwo skalne.


Królestwo, które w dawnych czasach, mniej więcej tych co świetność Imperium Rzymskiego, zamieszkiwała cywilizacja z wysoko rozwiniętą kulturą i gospodarką. Około XIII w z niewyjaśnionych przyczyn nagle przenieśli się na południe, pozostawiając po sobie tylko budowle ogromnych domostw wykonywanych z kamienia, ziemi i drewna. Potem Królestwo zasiedlili hodowcy bydła, którzy gnali stada przez te labirynty, szukając coraz to nowych pastwisk.





Monument Valley

07.10.2013 Monument Valley
Absolutnie miażdży! Dom plemienia Navajo. Dom księżycowy, święty, surowy i piękny. 
Nazwa nadana przez jednego z pierwszych przyjaźnie nastawionych osadników - Gouldinga, który znalazł sobie sposób na życie, handlując z Indianami. Później, kiedy w 1958 roku powstał Park, w miejscu jego domu utworzono cały kompleks dla turystów, gdzie i my zaparkowaliśmy naszego campera. Park i cały obszar całkiem sprytnie zarządzany jest przez Navajo, którzy w ten sposób kontrolują ruch na swoim terenie, ograniczając dostęp do miejsc kultu, wyznaczając ścieżki i drogi dla ciekawskich oczu przybyszy i co tu dużo mówić, dając pracę i możliwość zarobku "swoim". Prowadzą więc wycieczki, wyrabiają i sprzedają biżuterię, kolorowe tkaniny, obrazki i wszystko co w wyrażeniu "souvenirs" się zmieści. Kultywowany od pokoleń wypas owiec przestał się opłacać i rodziny które to wciąż robią, to raczej z uwagi na tradycję i poczucie niezależności (owce dają im mleko a więc pożywienie, wełnę na odzież itp.) niż intratność przedsięwzięcia.

Cały teren czerwonego piasku i skały piaskowca. Formacje skalne, będące efektem działania wody i wiatru, tworzą niewiarygodne kształty przypominające wieże, konie, wielbłądy, dłonie i co tam wyobraźnia patrzącego podpowie. Nie wolno na nie włazić, więc jest poczucie niedostępności, a przez to "sacrum".




Antelope Canyon

06.10.2013 Antelope Canyon

Chciałoby się śpiewać z zachwytu, albo właśnie usiąść i w ciszy z nabożnością pomodlić lub pomedytować. Jakby się znaleźć w przepięknej katedrze, gdzie tylko słychać przesypujący się przez szczeliny piasek, rozświetlony gdzieniegdzie snopami sączącego się z zewnątrz światła. I pewnie nawet by można tam na chwilę odlecieć, gdyby nie kolejna wycieczka depcząca po piętach i co chwilę to charakterystyczne "pstryk, pstryk, cyk, cyk". Ale nawet dla kilku chwil zachwytu i wydania z siebie "och" i "ach" warto było wsiąść do meleksa i przewieźć się do tego ukrytego w czerwonym stepie kanionu. 











wtorek, 8 października 2013

Shutdown

02.10.2013
Całe życie mi się wydawało, że polityka sobie, a ja sobie, że gdzieś tam tłuką się patałychy o stołki, wyciągają sobie nawzajem brudy z szafy i karmią się aferami, ale mnie przeciętnego obywatela to mało dotyczy. Tylko żeby nie było, na wybory zawsze szłam oddać głos… tylko bez większego przekonania, że coś się zmieni. A tu proszę! Bezpośrednio między oczy dostajemy strzała od rządu i to na dodatek mocarstwa światowego. I nagle decyzja rządu, albo właściwie brak konsensusu wpływa na nasze trzy tygodnie od miesięcy planowanej podróży.

Żegnajcie Parki Narodowe Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, żegnajcie godziny spędzone na wyszukiwaniu informacji gdzie się zatrzymać na zdjęcia, gdzie na wycieczkę, a gdzie na hambusa. Do kosza możemy sobie wrzucić mapy, przewodniki i informatory ściągnięte przed wyjazdem, porady znajomych, mejle z dobrymi radami gdzie się na wspin zatrzymać a gdzie na zwiedzanie. Misterny plan przejechania paru tysięcy kilometrów i zobaczenia tych wszystkich cudów od Grand Canyon, przez Powell Lake, Moab, Zion, Arches i Yosemite, że tylko kilka wspomnę, wziął w łeb.

Jeszcze w nocy tuż przed wylotem do LA debatowaliśmy czy jechać czy nie jechać. Ostatecznie 1 października przekroczyliśmy granicę, bo trochę szkoda było lotu, zarezerwowanego wozu i jednak wciąż mieliśmy i mamy nadzieję, że się dogadają. No zobaczymy, ostatni "shutdown" był 17 lat temu, najdłuższy trwał 21 dni, wiele było jednodniowych. Nic nie wiadomo, taksówkarz który nas wiózł z lotniska mówił, że predykcje są na 17dni, dziennikarka, która prowadziła wywiady przed jednym z zamkniętych parków, twierdzi że nieprędko się dogadają, bo nikt bardzo nie traci na tym zamknięciu. A niech ich!!!




Zrobimy sobie alternatywną wycieczkę po miejscach, do których normalnie się nie jeździ :D.

04.10.2013


Na razie jedziemy na północ. Omijamy skutecznie Parki Narodowe, które faktycznie wszystkie są zabarykadowane. Dosłownie! Zamknęli nawet autostradę wzdłuż Grand Canyon, na której było miejsce widokowe i ludzie zatrzymywali się żeby choć z daleka strzelić fotę. I przeszkadzało psom ogrodnika, że sobie turyści, co przyjechali z różnych stron świata, chcą choć jedną pamiątkę zrobić. Na szczęście jest trochę terenów należących do ludności rdzennej (czyt. Indian) oraz są też parki stanowe, które może nie aż tak spektakularne jak narodowe, ale wciąż potrafią zachwycić.


Ostatnią noc spaliśmy na campingu, który tylko i wyłącznie dzięki uprzejmości strażnika był otwarty. Parkowcy dostali nakaz zamknięcia wszystkich kampowisk i wycofania turystów z parków w ciągu 48 godzin. Dziś już nie mieliśmy tyle szczęścia… albo może będziemy go mieć więcej niż rozumu, bo zaparkowaliśmy nad przepięknym kanionem Marbel, tyle że na zakazie nocowania. Tylko gdzie tu iść jak wszędzie ciemno i do domu daleko? ;)

05.10.2013
I tamtej nocy się zbyt nie wyspaliśmy, bo nagle koło 23ciej obudziły nas odgłosy bębna i pokrzykiwania. Oczywiście wyobraźnia zaczęła pracować i już widzieliśmy jak nas otaczają, napadają i niosą złożyć w ofierze bogowi kanionów ;). Na szczęście znaleźliśmy niedaleko inne, lepsze miejsce do zaparkowania.


Jesteśmy już na terenie Indian Navajo, którzy wywalczyli wiele lat temu swój teren od rządu USA i teraz, ku naszemu zadowoleniu, mają "gdzieś" jego problemy. Żyją głównie z turystyki, a mają co pokazywać i co opowiadać, kaniony, ostańce skalne, księżycowe formacje skalne. Pierwotnie lud koczowniczy żyjący głównie z wypasu, bardzo umiejętnie przystosował się do współczesnego świata, nie rezygnując przy tym ze swojej tożsamości.