czwartek, 28 lutego 2013

Pieskie życie

Na brzegu błękitnej rzeczki
Mieszkają małe smuteczki.

Ten pierwszy jest z tego powodu,
Że nie wolno wchodzić do ogrodu.


Drugi - że woda nie chce być sucha.
Trzeci - że mucha wleciała do ucha.


A jeszcze, że kot musi drapać,
Że kura nie daje się złapać.


Ze nie można gryźć w nogę sąsiada (albo sikać do windy)
I że z nieba kiełbasa nie spada.


A ostatni smuteczek jest o to,
Ze człowiek jedzie, a pies musi biec piechota.


Lecz wystarczy pieskowi dać mleczko
I już nie ma smuteczków nad rzeczką.

Takie oto restrykcyjne zasady panują, a można zabulić niemało, bo do 2.000 baksów.
Domy dzielą się na te "pet friendly" i "no pets". Wręcz na ogłoszeniach o wynajem mieszkania jest to zaznaczane, że cały budynek jest "za" lub "przeciw". Na craigslist (takie nasze allegro) też dostaje się +5 do szansy dobrego utargu, jeśli towar pochodzi z domu bez zwierząt.

I już by sobie można pomyśleć, że Kanadyjczycy nie lubią czworonożnych towarzyszy. Ale nic bardziej mylnego :-).
Na naszej ulicy są 3 sklepy z akcesoriami dla psów i kotów, w każdym markecie jest ogromna część z żarciem dla zwierzaków, większa niż dla dzieci. Co w sumie jest logiczne, dzieci jedzą mniej, a jak zaczynają jeść dużo, do już też od razu normalne dorosłe posiłki.
W tym sezonie szczególnie modne są kubraczki ze wstawkami z gorotexu i czarne butki z cordury. I wcale sobie jaj nie robię, choć wiosna się zbliża i czas lęgowy już wisi w powietrzu. A'propos ptaków, widziałam ostatnio sklep, cały wielki, ze 30m kwadratowych z produktami tylko i wyłącznie dla ptaków: budki, poidła, karmniki, ziarno oraz inne smakołyki.

Ale wracając do psów, to są bardzo towarzyskie i na spacer też lubią wyjść w większej grupie:

albo przynajmniej do psiego parku, gdzie umawiają się z innymi czworonogami:

Więc w sumie to całkiem przyjemnościowe to pieskie życie :-).

piątek, 22 lutego 2013

Inny wymiar turowania

Jeśli założymy że wychodzenie wzdłuż wyciągu i zjeżdżanie po stoku narciarskim, gdy wkoło błoto i trawa to pierwszy wymiar. Jeśli założymy, że jednodniowa wycieczka w Beskidy w poszukiwaniu śniegu to drugi wymiar. Trzeci wymiar to będzie tura w Tatrach i zjazd z Koziej albo z Zawratu. Czwarty wymiar to kilkudniowa wycieczka od schroniska do schroniska dajmy a to w Berneńskich Alpach. To tu jest jeszcze inny wymiar.

Bezkresne morze śniegu, góry śniegu i śnieg po same czubki gór. Nie ma luksusu schroniska w każdej albo najmniej co drugiej dolinie jak w Tatrach czy Alpach. Więc suną turowcy obładowani po uszy w sprzęt antylawinowy, namioty, śpiwory, menażki, gaz i inne tego typu nielekkie przyjemności.


Dochodzą do jakiejś doliny zawieszonej gdzieś w kosmosie, pichcą wieczorkiem przed spaniem jakąś strawę. Śpią w namiotach albo w jamach, by rano zespuć trochę okolicznych dziewiczych stoków :-). Bajka!!!



A myśmy tylko się nakręcili i z zazdrości pozielenieli, bo turów nadal nie mieliśmy, tak nie mamy. Ale na szczęście Magda trzyma klasę i nadrabia za nas wszystkich łącznie z Qbkiem, co widać na jej zdjęciach, na przykład tych: https://plus.google.com/photos/112713419282617847485/albums/5843764347757374913

A my z zapałem ostrzymy sobie zęby i przyglądmy się temu białemu szaleństwu :-).

środa, 20 lutego 2013

Love dance

One Billion Rising V-Day Vancouver - "LOVE DANCE V-Day in Van City"

One In Three Women On The Planet Will Be Raped Or Beaten In Her Lifetime. One Billion Women Violated Is An Atrocity.One Billion Women Dancing Is A Revolution.
On 14 February 2013 Theresa Tree from myTREEHOUSEvision, Global Girl Power, Luna Pads join in solidarity, purpose and energy to DANCE and shake the world into a new consciousness. www.onebillionrising.org
A must watch and a Must SHARE Video that inspired us all!! http://www.youtube.com/watch?v=gl2AO-7Vlzk
We are inviting ONE BILLION women and those who love them to WALK OUT, DANCE, RISE UP, and DEMAND an end to violence against women and an end to violence in general. ONE BILLION RISING will move the earth, activating women and men across every country.


NO COMMENTS :-)

czwartek, 7 lutego 2013

Tłusty czwartek

Jeden pączek, drugi pączek, potem jeszcze trzy, wszystkie pączki już wyżarte i to wyżarte w mig.
No i kto się doliczy ile to pączków i czy wystarczy, by zapewnić sobie szczęście na cały rok? No tak, tak, jedzone w tłusty czwartek pączki mają - według ludowych wierzeń - zapewnić nam szczęście. Szczęśliwe te nasze brzucha, szczęśliwe :-D.

Nam w tym roku pączki udało się nawet upolować w polskim sklepie, ale dzisiejszego dnia nie doczekały :-D. Mniami!!! Żeby nie mylić z Majami, albo z Maiami Beach, bo gdyby żyli Majowie na Maiami to na pewno pączków by nie jedli. A co by jedli? Tego w googlach nie znalazłam. Jednak nie taki google mądry jak go malują.

Mogę za to opowiedzieć co my jemy, prócz już wspomnianych pączków. Podobnie smażone to tempura, a wraz z nią sushi, teryaki i inne azjatyckie smaki. Barów i restauracji Sushi w Vancouver jest 212, 44 tajskie, 17 malezyjskich, 96 hinduskich. Nawet takie egzotyczne kuchnie jak mongolska, wietnamska czy koreańska, czy nawet himalajska, cokolwiek może to znaczyć.


Tak więc eksperymentujemy, najczęściej kończąc na sushi, które jest - uwaga - najbardziej pospolitym zestawem lunchowym.

niedziela, 3 lutego 2013

Wyprawa do latarni morskiej

Tatuś Muminka przeżywał kryzys twórczy. Wiadomo, jak długo nic się nie dzieje, to każdy muminek się nudzi i traci natchnienie. Pewnego ranka wykrzyknął przy śniadaniu - Już wiem wybierzemy się na wyspę i zostaniemy rodziną latarników!
Wszyscy, czyli Mama Muminka, Muminek, Panna Migotka i Włóczykij, wykrzyknęli z zachwytem - Hurrraaa!!! Tylko Mała Mi mruknęła pod nosem - I tak nic nie będzie z tej powieści marynistycznej jak Tatuś Muminka znów zapełni ją opisami przyrody bez najmniejszej nawet akcji. Ale nikt jej już nie słuchał, bo wszyscy wybiegli się pakować.
W dzień płynęli z użyciem starych map, a w nocy nawigując za pomocą gwiazd. Nagle, tuż nad ranem wiatr ustał i całe morze przykryło się mgłą. Mi stojąca rufie zaczęła dziwnie podskakiwać.
- Co widzisz Mi? - zapytał Tatuś Muminka dzierżący stery.
- Widzę że nic nie widzę. Ale z tej nicości coś się wyłania.
Zamarli w bazruchu, a Tatuś Muminka wykrzyknął, wszyscy zakładać kamizelki, zaraz wpłynie na nas ten ogromny transportowiec!!!
Cała rodzina w kapokach przyglądała się jak wielki statek z ogromną prędkością płynie wprost na nich i nie mogąc nic zrobić, wietrzyli koniec morskiej przygody. Ale jak to w bajkach bywa, statek okazał się statkiem widmo, ale na szczęście nie była to Czarna Perła.
Przepłynął przez środek łódki Muminków i zaraz potem mgły się podniosły, a oczom ukazała się malutka wysepka z latarnią, a właściwie latarenką.
Mała Mi turlała się po całym pokładzie ze śmiechu. - Taka wyspa to może dobra i dla mnie, ale wielkiej powieści to z tego raczej nie będzie, hehehehehehe.
Tatuś Muminka zmarszczył czoło i zafrasował się nie na żarty - Mi ma rację nie zmieścimy się na tej małej wysepce. Płyńmy dalej! - No i popłynęli.
Prawie pora podwieczorku się zbliżała i wszystkim zaczęło w brzuchach już burczeć, więc wypadało, żeby latarnia, ta właściwa się już pojawiła. A wiadomo, jak się czegoś bardzo chce to się to dzieje. No i zobaczyli zieloną wyspę ze skalistym brzegiem i stojącą na nim latarnią morską. Jednak od tej strony, z której przypłynęli nie sposób było wdrapać się po stromym brzegu, więc dopiero za klifem znaleźli lepszą przystań dla swojej łodzi.
Żeby przedostać się do latarni musieli jeszcze przemaszerować przez stary, omszały las, w którym mieszkały 1000-letnie drzewa.
Nie był to wprawdzie las Eriadoru, ale Włóczykij, który zwiedził świat wszerz i wzdłuż, rozpoznał wśród największych drzew potomków Entów. Zagadnął więc: - Trzcigodni, czy wiecie kto mieszka w latarni?
Pasterze drzew zaszumieli, pochylili się nad przybuszami i głębokim, przyjemnym i przywodzący na myśl zmieniające się pory roku głosem opowiedzieli smutną historię. Otóż płomień latarni dawno wygasł, a latarnik zniknął bez śladu. Od lat w latarni nikt nie mieszka. Wieść niesie, że Latarnik został zwolniony z posady z powodu zaniedbanie obowiązków, gdyż zaczytał się w romantycznej lekturze.
Po wysłuchaniu historii rodzina Muminków ruszyła w dalszą drogę i zaraz znaleźli się na wprost latarni.
Nie było w niej nic spektakularnego, było sobie po prostu latarnią, która nie działała, więc postanowili ją trochę ożywić. Uruchomili lampę, odmalowali, posprzątali, wyremontowali skrzypiące już nieco schody. Postanowili zostać na wyspie na jakiś czas i oświtlać w nocy i podczas mgły drogę przepływającym statkom.